"Zawsze przy tobie"
K. A. Linde
Najnowsza powieść K. A. Linde jest piątą częścią serii "Mister
Wright", o której wcześniejszych tomach możecie przeczytać nieco
więcej TUTAJ. Autorka opisuje w
niej losy miłosne najmłodszej z rodzeństwa Wright, a jednocześnie mającej za
sobą najwięcej bolesnych przeżyć - Sutton.
Jeśli nie czytaliście poprzednich części, a macie to w planach, pomińcie
fragment wprowadzający w fabułę. Nie chcę niczego zaspoilerować ;)
Sutton z pewnością nie miała do tej pory prostego życia. Jako najmłodsza z
rodzeństwa miała najkrótszy kontakt z rodzicami, wychowali ją głównie bracia i
siostra. Dzięki temu ich relacje były tak bliskie, zawsze mogli na siebie
liczyć, zawsze potrafili się wesprzeć. Jednak w niektórych sytuacjach nawet
największe możliwe wsparcie nie jest w stanie załagodzić rozpaczy, smutku,
żalu, po wydarzeniach, które na dobrą sprawę nie powinny się wydarzyć, które
nie są normalne, które są bolesne i nieodwracalne. Tak jak śmierć męża. W
jednej chwili życie Sutton z kolorowego, pełnego radości - zmieniło się w
szare, pełne łez. Jedynym, co dawało jej siłę do codziennego wstawania był
synek, Jason. Wiadomo, czas pozwala powrócić do normalnego życia, na pewno nie
zapomnieć, ale pogodzić się, na ile to możliwe, ze stratą. Jednak ile czasu
musi upłynąć, aby móc z czystym sumieniem zacząć układać sobie życie na nowo?
David zauroczył się w Sutton już pierwszego dnia, kiedy miał możliwość ją
zobaczyć. Wtedy jeszcze nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek będzie miał
szansę być dla niej kimś więcej. Potem nastąpiły wszystkie te tragiczne
wydarzenia... A on ją wspierał. On ją rozumiał. On po prostu przy niej był.
Troszczył się o nią, ale nie zabiegał o czucia. Doskonale wiedział, że tylko
czas pozwoli ułożyć jej sobie wszystko w głowie na nowo. Bo bez wątpienia,
nadawali na tych samych falach. Rozumieli się, dobrze im było we dwoje. Ale czy
tego rodzaju przyjaźń może przerodzić się w związek? Czy Sutton będzie w stanie
jeszcze kogoś pokochać?
Po "Zawsze przy tobie" spodziewałam się czegoś więcej niż do tej
pory autorka pokazywała nam w swoich poprzednich książkach. Miałam nadzieję, że
powieść będzie mniej schematyczna, że K. A. Linde pokaże się z nieco innej
strony. No ale niestety na nadziejach się skończyło.
Książkę czyta się bardzo szybko, głównie z dwóch powodów. Pierwszym są
krótkie rozdziały, a drugim fakt, że autorka posługuje się bardzo lekkim
językiem, przyjemnym w odbiorze dla czytelnika. Historię Sutton i Davida
poznajemy z dwóch perspektyw - to oni są narratorami w tej książce. Bardzo
lubię taki zabieg, pozwala poznać bliżej bohaterów z różnych stron, pozwala
zrozumieć ich postępowanie.
Jeśli chodzi o bohaterów, początkowo miałam problem z przypomnieniem sobie
kto jest kim. Poprzednie części czytałam już dłuższy czas temu, a ilość
wszystkich występujących w książce postaci jest naprawdę duża. No, ale dla
fabuły nie miało to jakiegoś... ogromnego znaczenia. Jednak wydaje mi się, że
czytanie tej powieści bez znajomości poprzednich, mogłoby być problematyczne.
Głowni bohaterowie wiele już przeżyli. Mają bagaż wspomnień, które
utrudniają im swobodne, proste życie. Davida bardzo szybko polubiłam. To
ciepły, opiekuńczy mężczyzna, który pragnie dla swojej kobiety wszystkiego co
najlepsze, który stara się z całych sił, aby jego wybranka czuła się
szczęśliwą. Jest cierpliwy, wyrozumiały, wspiera, potrafi wysłuchać. Natomiast
Sutton... No właśnie. Sutton z poprzednich części była osobą, którą darzyłam
naprawdę dużą sympatią. Jednak po tragicznym wydarzeniu odcięła się od świata. Teraz to
przygnębiona, niepewna, zrozpaczona dziewczyna. Ale minął już rok. Dla niektórych
to zbyt mało, dla innych wystarczająco dużo... Wydawało się, że Sutton podjęła decyzję, że chciała iść na przód. Dać sobie szansę na szczęście. Ale chyba coś poszło nie tak, brakowało mi w jej zachowaniu
konsekwencji. Raz twierdziła że jest już gotowa, żeby zaraz się z tego
wycofywać. Byłam naprawdę pełna podziwu dla Davida, który dzielnie znosił
powroty i rozstania... Bo tych tu nie brakowało. W powieściach K. A. Linde to
już właściwie pewniak. Sutton swoim niezdecydowaniem, uleganiem wpływom otoczenia, nieprzemyślanym zachowaniem, w tej części mnie po prostu denerwowała. W kilku
sytuacjach aż się we mnie gotowało ze złości.
Ale nie zabrakło też chwil wzruszenia. W gruncie rzeczy to bardzo emocjonalna powieść. Mimo niektórych, denerwujacych zachowań bohaterów, bardzo wciągnęłam się
w historię tej dwójki. Pod koniec uroniłam nawet kilka łez...
Co najbardziej mi przeszkadzało w "Zawsze przy tobie"? Schematyczność. Wspominałam już o tym przy okazji opinii o poprzednich częściach. Książki autorki są do siebie bardzo podobne jeśli chodzi o ich ogólny zarys. Mamy dwoje ludzi z ciężką/znaczącą przeszłością, której wpływ na teraźniejszość jest na tyle duży, że prowadzi zwykle do rozstania. Jednak uczucie pokonuje tę barierę. Zejścia rozejścia... Linde tak po prostu konstruuje fabułę. Ale czy to takie złe? Cieszę się, że poznałam dalsze losy Sutton. Po
czterech częściach zżyłam się z bohaterami i kiedy pojawiła się możliwość
przeczytania kolejnej, bez wahania po nią sięgnęłam.
Polubiłam serię "Mister Wright". Czasem potrzeba lżejszej
lektury, która wciągnie i po prostu umili nam czas. Jeśli jeszcze jej nie
znacie, a lubicie takie klimaty, polecam dać im szansę! Będę naprawdę dobrze
wspominała tę serię.
3 komentarzy
Przyznam że jestem już znudzona schematami jakie powielają się w popularnych obyczajówkach...ciężko znaleźć coś naprawdę ciekawego...
ReplyDeletepozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Mam tę książkę na liście tytułów do przeczytania. 😊
ReplyDeleteMoja droga, nie wiem czemu, ale zawsze, kiedy dodasz post i jestem pierwszą osobą, która chce napisać pod nim komentarz, nie wyświetla mi się ramka, w której mogą napisać jego treść. Natomiast, kiedy jestem druga, czy kolejna już owszem. ( tak się dzieje, kiedy piszą komentarze na telefonie. Na komputerze wszystko jest okej) . Nie wiem dlaczego, może coś mi podpowiesz. 😊
Cała seria dopiero przede mną, więc mam sporo do nadrobienia!
ReplyDelete